Kolejny wzrost płacy minimalnej dużym wyzwaniem dla firm. Większość z nich planuje podwyżki także dla pozostałych pracowników, ale w mniejszej skali

Płaca minimalna od 2015 roku wzrosła ponaddwukrotnie. W tym roku nastąpią kolejne dwie podwyżki w sumie prawie o 20 proc. – pierwsza stała się faktem od 1 stycznia, druga nastąpi w lipcu. Choć najniższą krajową otrzymuje tylko co 10. zatrudniony, to podwyżka płacy minimalnej przekłada się na presję płacową na innych stanowiskach oraz inflację ze względu na wzrost kosztów w przedsiębiorstwach. Dla lepiej zarabiających osób na wyższych stanowiskach bardziej niż podwyżki liczy się komfort pracy, ale i ich pensje wzrosną w najbliższym roku o 7–10 proc. Najbardziej na wzroście płac ucierpią branże dotknięte niedoborem kadr, takie jak przemysł, budownictwo, transport i handel.

W 2024 roku minimalne wynagrodzenie za pracę wzrośnie w dwóch etapach. Od 1 stycznia najniższa pensja wynosi 4242 zł, a od 1 lipca wzrośnie do 4300 zł. Podwyżki dotyczą także minimalnej stawki godzinowej dla określonych umów cywilnoprawnych – od 1 stycznia wynosi ona 27,70 zł, a od 1 lipca wzrośnie do 28,10 zł. Podobny dwustopniowy mechanizm zastosowano już w 2023 roku, co wynika z ponad 5-proc. inflacji. W 2015 roku, gdy do władzy doszedł PiS, najniższa krajowa wynosiła 1750 zł brutto, natomiast minimalna stawka godzinowa, która obowiązuje od 2017 roku, wynosiła wówczas 13 zł brutto. Ekonomiści wskazują, że tak dynamiczny wzrost płacy minimalnej przekłada się na wzrost cen, z którym mieliśmy do czynienia w ostatnich czterech latach. Inflacja w Polsce już przed pandemią przebiła górną dopuszczalną granicę celu inflacyjnego, czyli 3,5 proc. Dodatkowo na wzrost cen nałożyło się kilka innych czynników, takich jak lockdowny i gigantyczne luzowanie ilościowe, wojna w Ukrainie, ale też czynniki lokalne.

– Podwyżki płacy minimalnej w nieznacznym stopniu wpływają na ogólny wzrost płac z tego powodu, że tylko około 10 proc. pracowników w Polsce zarabia płacę minimalną. Szacujemy, że globalna podwyżka płac będzie odrobinę większa od przewidywań inflacji, czyli około 8 proc. – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Wojciech Ratajczyk, prezes zarządu Trenkwalder Polska. – Natomiast podwyższanie płac jest czynnikiem proinflacyjnym, ponieważ koszty personalne w każdym przedsiębiorstwie to jest bardzo znaczący punkt w rachunku wyników, w związku z tym przedsiębiorcy będą musieli przełożyć te koszty na ceny swoich towarów i usług i ma to oczywisty wpływ na wzrost inflacji. Presja płacowa maleje wraz ze wzrostem wynagrodzenia, czyli wraz ze stanowiskiem danego pracownika. Oczywiście ona występuje, ale w mniejszym stopniu, ponieważ potrzeby pracownika są tutaj bardziej zabezpieczone.

Z badania „Plany pracodawców” firmy Randstad i Gfk wynika, że 60 proc. firm planuje w ciągu najbliższego półrocza przyznać podwyżki – to najwyższy wynik w całej historii pomiarów, ale również znaczący wzrost od poprzedniego badania z maja 2023 roku (o 26 pkt proc.). Większość przyznaje, że na decyzję o podwyżkach wpływa ustawowe podniesienie płacy minimalnej. Najwięcej pracodawców (43 proc.) deklaruje, że będą to podwyżki od 7 proc. w górę. Jedna czwarta twierdzi, że będzie to maksymalnie 4 proc.

– Presja płacowa związana z inflacją jest oczywiście bardzo silna, ale każda decyzja o podwyżce płac to jest decyzja ekonomiczna. Z jednej strony firmy muszą wyprodukować produkt lub zrealizować usługę, z drugiej strony podwyższone koszty, na przykład wynagrodzeń, muszą uwzględnić w cenie swoich wyrobów lub usług. Przy braku kadr, jeśli firma chce zrealizować swoje zadania, to musi zatrudnić pracowników po cenie rynkowej – przekonuje Wojciech Ratajczyk.

Badanie Randstadu wskazuje, że 51 proc. firm (o 10 pkt proc. mniej niż pod koniec 2022 roku) zamierza rekompensować wzrost płacy minimalnej przez podniesienie cen oferowanych produktów i usług. Inne sposoby na szukanie oszczędności to rezygnacja z nowych rekrutacji, inwestycji czy wstrzymanie podwyżek dla lepiej zarabiających.

– Pytanie, gdzie jest wytrzymałość rynku, jeśli chodzi o ceny, i gdzie jest granica, kiedy rynek przestanie akceptować cenę danego wyrobu lub globalnie przestanie akceptować ceny, a więc spadnie popyt, co doprowadzi do stagnacji lub regresu. Mam nadzieję, że to nas nie czeka, nie ma tego w żadnych prognozach ekonomicznych, ale to jest zawsze gra ekonomiczna pomiędzy podwyższaniem kosztów, ceny i granicą bólu rynku – mówi ekspert.

Inflacja w Polsce szybko rosła aż do lutego 2023 roku, gdy sięgnęła 18,5 proc., czyli tempo niewidziane od przeszło ćwierćwiecza. W kolejnych miesiącach szybko jednak spadała, by w październiku osiągnąć poziom 6,6 proc. W listopadzie pozostał on bez zmian. Ekonomiści PKO BP spodziewają się, że w 2024 roku inflacja wyniesie średnio 4 proc. Z kolei ekonomiści ING BŚ oceniają, że ten poziom będzie możliwy w I połowie roku, a średnio w roku wyniesie ok. 5,5 proc. Według ich prognoz wzrost cen nie zejdzie do celu inflacyjnego przed 2026 rokiem. Jak podkreślają, wcześniejsze osiągnięcie celu wymaga korzystnego splotu czynników globalnych (spadek cen surowców, dalszy spadek inflacji towarów, korzystna sytuacja na rynku żywności), dużego umocnienia złotego oraz wyhamowania wzrostu wynagrodzeń, ale o ten ostatni czynnik będzie trudno w 2024 roku. Prognozowane przez rząd przeciętne miesięczne wynagrodzenie w 2024 roku miało wynieść 7794 zł brutto, w sierpniu jednak rząd podwyższył je do 7824 zł.

– Biorąc pod uwagę przewidywany poziom inflacji, większość firm antycypuje to w swoich budżetach na rok 2024 i zakłada globalne podwyżki na poziomie 7–8, nawet do 10 proc. dla pracowników, którzy zarabiają powyżej płacy minimalnej, tak aby zrekompensować inflację – wskazuje prezes Trenkwalder Polska. − Im wyższy poziom stanowiska, im wyższy poziom wynagrodzenia, tym ważniejsze są kultura pracy w firmie, kultura organizacyjna, employer branding, bardzo modne dzisiaj słowo, ale dość ważne, dlatego że pracownicy, zwłaszcza młodzi, wybierają firmy, gdzie po prostu dobrze im się pracuje. Dlatego jest to dzisiaj dość znaczący czynnik, oprócz czynnika płacowego, aby utrzymać pracowników.

Przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w Polsce w pierwszym półroczu 2023 roku wyniosło 7061,52 zł. W porównaniu do analogicznego okresu poprzedniego roku wzrosło nominalnie o 14,0 proc. Było ono zróżnicowane m.in. ze względu na sektor własności. W sektorze publicznym było o 9,7 proc. wyższe od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia brutto ogółem, natomiast w sektorze prywatnym niższe o 3,6 proc. W przedsiębiorstwach zatrudniających 10 i więcej pracowników w listopadzie 2023 roku przeciętne miesięczne w porównaniu z listopadem 2022 roku wzrosło nominalnie o 11,8 proc. i wyniosło 7670,19 zł brutto. Względem października 2023 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto wzrosło nominalnie o 1,7 proc. Największy nominalny wzrost w ujęciu miesięcznym wystąpił w sekcji „Wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę” (o 27,2 proc.). Najwyższą wartość przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w listopadzie, podobnie jak miesiąc wcześniej, odnotowano w sekcji „Górnictwo i wydobywanie” (16 688,36 zł), a najniższą w sekcji „Zakwaterowanie i gastronomia” (5444,54 zł).

– Prawdopodobnie największa presja płacowa będzie w tych branżach, które dzisiaj mają największe niedobory kadr. Są to przemysł, przetwórstwo przemysłowe, czyli po prostu fabryki, handel, budownictwo i transport – podsumowuje Wojciech Ratajczyk.

Jak wynika z grudniowego raportu ManpowerGroup, co trzeci pracodawca w Polsce chce w I kwartale zwiększyć zatrudnienie. Prawie połowa nie planuje zmian personalnych, a o zwolnieniach myśli 16 proc. firm. Wyniki te pozostają stabilne na przestrzeni ostatnich badań, co oznacza, że rynek pracy utrzymuje swój poziom aktywności.